piątek, 8 listopada 2013

Organizacji ciąg dalszy

Kalendarze nigdy nie miały u mnie łatwo. Zazwyczaj po miesiącu wytężonego użytkowania lądowały głęboko w szufladzie. Jednak ten rok akademicki jest nacechowany dużą ilością zajęć. Wciąż gdzieś biegam, coś piszę czy załatwiam. Muszę być zorganizowana bo inaczej zginę. Na pewno macie czasem uczucie przepełnionej myślami głowy? Mi wtedy najbardziej pomaga zapisanie wszystkiego. Pomimo tego, że przecież te sprawy i tak trzeba załatwić , a problemy rozwiązać jakoś lżej jest człowiekowi na duszy.
Nigdy nie inwestuje w kalendarze majątku. Jasne podobają mi się w skórzanej oprawie najlepiej z wymiennym wkładem, ale wiem, że w moim przypadku nie zdadzą egzaminu. Po pierwsze szybko się nudzę, a rok to i tak długo. A poza tym jestem dość roztrzepana więc tylko patrzeć jak któraś z moich ulubionych herbat na nim wyląduje. Niestety lubię aplikacji. Jestem staroświecka i chociaż wielu z nich używam, żeby ułatwić sobie życie te organizacyjne odpadają.
W kalendarzu bądź co bądź z Biedronki stosuje metody tygodniowej rozpiski. Zapisuje wszystkie zajęcia łącznie z tymi na Uniwersytecie, zakupami  czy prasowaniem. Później po kolei oznaczam odpowiednim kolorem. Żyje z tym organizerem ponad 3 miesiące i to chyba najdłuższy żywot kalendarza w moim domu i torebce.Zrobiłam dla Was kilka zdjęć żebyś mogli zobaczyć o czym mówię. Nie ma zbyt wielu zbliżeń jego wnętrza bo bardzo nie lubię swojego pisma.



P.S. Już jutro relacja z "Mam start-up w branży mody".  

0 komentarze:

Prześlij komentarz