piątek, 18 lipca 2014

Typowy wakacyjny dzień



Każdy dzień jest inny. Obfituje w niespodziewane wydarzenia, spotkania i rozmowy. Jednak w wakacje wszystko opiera się na pewnej wypracowanej rutynie. I chociaż wciąż jest nietypowo to jednak w granicach rozsądku.

Poranek

Zazwyczaj wstaję pomiędzy 8.00, a 9.00. Dzień rozpoczynam dużym kubkiem białej kawy. Ostatnio stało się to moim obowiązkiem, inaczej ból głowy daje mi się we znaki. Do kawy przygotowuje śniadanie. Staram się zawsze mieć w lodówce sezonowe owoce, żeby zrobić z nich koktajl. Później wybieram ubranie. W dni kiedy wiem, że nie zamierzam się nigdzie ruszać stawiam na wygodę, czyli dresowe szorty i top. Jeśli wychodzę  to najczęściej w sukience,  wtedy robię też makijaż. Po wszystkim planuje dzień, żeby nie zmarnować czasu.

Południe

Najczęściej robię transkrypcję dla Magdy Bębenek, opracowuje posty lub załatwiam sprawy w mieście. Dzisiaj miałam zaplanowaną rozmowę rekrutacyjną, ale została przeniesiona na poniedziałek. Przygotowuje obiad, który kończy moja mama po przyjściu z pracy.  Jeśli znajdę chwilę czasu włączam serial. Teraz na topie jest "Plotkara". Owszem denerwuje mnie to, że wszyscy kręcą ze wszystkim jak w "Modzie na sukces", ale nie potrafię sobie odpuścić. Bo to co robi Eric Daman (kostiumograf) jest godne podziwu. Późny popołudniem zazwyczaj wybieram aktywność fizyczną np. badmintona. Niestety nie jest to regularna praktyka. Ale staram się wrócić do porannego biegania.

Wieczór 

To czas relaksu, no chyba, że nie skończyłam transkrypcji na czas. :) Spędzam dużo czasu z narzeczonym i rodziną. Wybieramy wtedy gry planszowe, dobre filmy, kabarety lub LOL'a. Tak jestem dziewczyną i gram z moim młodszym bratem w League of Legends i nie, nie wstydzę się tego! Pomimo, że jest między nami duża różnica wieku staramy się spędzać sporo czasu razem. Bo w przyszłym roku wyprowadzam się z domu na dobre. Dzień kończę demakijażem i modlitwą. Niestety zasypiam długo, ale mam wtedy czas pomarzyć.




czwartek, 17 lipca 2014

Życiowy soundtrack




Całe życie czytam, słucham, oglądam. Kultura jest mi bliska w każdej postaci. Dzisiaj chcę Was poprowadzić ścieżkami swojego dorastania. W wyzwaniu Ula proponuje opisać tylko jeden album, książkę lub film. Ja nie potrafię. Bo do mojego życia sam napisał się soundtrack i scenariusz.


Książka

Zacznijmy od książki dzieciństwa. " Dzieci z Bullerbyn" - Astrid Lindgren- mistrz! Wracam do niej czasami. I wcale mnie nie obchodzi to, że jest lekturą w III klasie szkoły podstawowej. Autorka stworzyła świat w którym jako dziecko chciałam zamieszkać. To było niesamowite, mieć pokój jak  Lisa to moje marzenie do tej pory:) Obiecałam sobie, że kiedyś zobaczę wszystkie zagrody na żywo.

Film

Czas na film, który zmienił moje patrzenie na dobro, które nie musi być domeną dorosłych. Które nie musi przejawiać się ogromnymi czynami. Nie trzeba być prezesem fundacji, żeby zmieniać świat. O tym właśnie jest film "Podaj dalej". Jeśli go nie widzieliście, koniecznie to nadróbcie. Ja zawsze płaczę jak bóbr. Gdy tylko pojawia się w telewizji nic nie jest w stanie mnie od niego odciągnąć. Historia Trevora zawstydza mnie i inspiruje w tym samym czasie.

Muzyka

A teraz soundtrack. Mam dwa albumy, które towarzyszą mi w najważniejszych momentach życia. Pierwszy z nich to "Life in cartoon music". Pamiętam jak dzisiaj, że nie mogąc zasnąć skakałam po kanałach, nagle mój wzroku zatrzymał się na MTV (to nie jest kanał za którym przepadam) i zobaczyłam koncert. Mika był tak charyzmatyczny, że już następnego dnia ściągnęłam oba albumy i nie rozstawałam się z nimi przez dwa lata.  Teraz wracam do niego gdy mam ochotę na wspomnienia.

Mam nadzieję, że teraz milę Was zaskoczę bo na moim odtwarzaczu pojawiła się również polska muzyka. Ona towarzyszyła mi szczególnie w okresie liceum. I chociaż odstawałam od reszty bo wszyscy słuchali polskiego hip-hopu mi to totalnie nie przeszkadzało. " Granda" Brodki  jest bardziej sentymentalnym albumem. Wciąż wracam do pojedynczych utworów, które pomagają mi się zmagać z trudnościami życia.



środa, 16 lipca 2014

10 rzeczy, które lubię i 10 rzeczy, których nie znoszę.


Co jeszcze?
 Uwielbiam:
#1 Czytać książki w jesienne wieczory, pijąc herbatę i słysząc bębniący o szybę deszcz.
#2 Organizować każdą strefę swojego życia.
#3 Oglądać amerykańskie seriale i podziwiać pracę kostiumografów.
#4 Blogować i pisać. W końcu miałam zostać dziennikarką. 
#5 Uczyć się, a raczej poszerzać swoją wiedzę. Bo kucie nie jest dla mnie.
Nie znoszę:
#1 Jak coś mi nie wychodzi. Na przykład zdjęcia.
#2 Być przymuszana do czegokolwiek. Paraliżuje mnie to, wtedy na nic nie mam ochoty.
#3 Tego, że wciąż sprawdzam Facebooka chociaż wcale nie ma takiej potrzeby.
#4 Braku motywacji. Np. do ćwiczeń fizycznych.
#5 Tęsknoty, totalnie sobie z nią nie radzę.






wtorek, 15 lipca 2014

O samotności, która odmieniła moje życie.



Zaraz zabieram się za malinowe babeczki, ale zanim zacznę pieczenie chcę się z Wami podzielić czymś ważnym. Czasami macie wrażenie, że nikogo nie ma dookoła. I chociaż fizycznie otaczają Was ludzie, a nawet całe mnóstwo znajomych, czujecie pustkę. Bo nie dzielicie wspólnych zainteresowań, a wasze rozmowy skupiają się na pogodzie, nowościach w telewizji, egzaminach w sesji czy najświeższych wydarzeniach chociażby sportowych takich jak mundial.
 Właśnie z tego poczucia pustki powstał mój blog. W związku z tym, że studiuję dziennikarstwo, które niewiele ma wspólnego z szycie czasami czułam się zagubiona. Owszem plotkowałam z przyjaciółkami, dużo rozmawiałyśmy o filmach, literaturze czy o muzyce, którą wszystkie uwielbiamy. Jednak czasem oczekuje się, że ktoś zapała do waszej pasji pełnym entuzjazmem. Dla tego kogoś ścieg francuski nie będzie czarną magią  i ten ktoś będzie doskonale rozumiał Wasze problemy z podszewką. I choć mój narzeczony naprawdę słucha mnie z zaciekawieniem, fizycznie nie może mi doradzić w pewnych kwestiach. A widząc poszczególne etapy tworzenia ubrań efekt końcowy nie jest dla niego efektem wow.
Z tych wszystkich powodów zaczęłam blogować. Żeby dzielić się tym co robię i tym co wiem. Żeby pokazać, że owszem szycie to nie jest najprostsza rzecz na  świecie, ale da się przebrnąć przez trudne początki. Żeby inspirować Was to dalszych kroków, które ja tak ociężale stawiałam. Bo chciałam się wyżyć twórczo w szyciu i w pisaniu. I bo chciałam sobie coś udowodnić.
Tak jak Wam już pisałam zawsze uważano, że mam słomiany zapał. Przyzwyczaiłam się do tego i w tej chwili w pełni to akceptuje. Wcześniej tak nie było. Zakładając tego bloga chciałam udowodnić wszystkim dookoła, że potrafię , mogę i chcę. To była moja największa wewnętrzna motywacja. I na początku maja, w dniu pierwszych urodzin Romato, poczułam ukłucie w sercu. Ukłucie dzięki któremu zrozumiałam, że już niczego nie udowadniam, że to co robię, robię bo chce.
Odnalazłam jeszcze jeden wielki plus blogowania. Mój narzeczony pomaga mi w prowadzeniu bloga.  To nas bardzo zbliżyło, a ja upewniłam się, że mamy podobne poczucie estetyki :). To on stoi za wszystkimi graficznymi zmianami, tutaj w tym moim miejscu w sieci.  .Miejscu gdzie czuję się najlepiej na świecie bo jest moje, uszyte na miarę.




poniedziałek, 14 lipca 2014

O tym jak wymyślić coś niepowtarzalnego.


Są dni kiedy moja głowa świeci pustkami. Nic nie jestem  w stanie z tym zrobić. Idę na spacer- nie działa, przeglądam milion inspiracji- kreatywność nadal się nie odnalazła, włączam serial, czytam książkę, ....(wpiszcie co przychodzi Wam do głowy)- niestety nic. Po tych wszystkich czynnościach już wiem, że moja twórczość w ciągu najbliższych kilku godzin nie przyniesie owoców.

W gruncie rzeczy wszystko planuję. Od dnia, przez ślub do ogólnego zarysu mojej kariery zawodowej. Dzięki temu czuję się bezpieczniej bo mam kontrolę nad następującymi po sobie wydarzeniami.  Blog chodził mi po głowie od dłuższego czasu. Ale podchodziłam do sprawy ostrożnie. Nie miał być moim pierwszym blogiem, ale chciałam, żeby był tym najlepszym. Wiecie, że nie jestem sobie w stanie przypomnieć nawet nazwy poprzednich? To tylko jeden z powodów dla których tamte miejsca w sieci już nie istnieją.
Wiedząc, że nazwa musi być po pierwsze chwytliwa, po drugie krótka i po trzecie wiązać się jakoś z treściami i charakterem autora zabrałam się do dzieła. Wiedziałam, że bój nie będzie prosty.  Stworzenie nazwy dla bloga kreatywnego, opierającego się na szyciu nie będzie łatwe. Ale wszystko zorganizowałam. Z kubkiem kawy siadłam do pracy. Stwierdziłam, że podstawą nazwy ma być stwierdzenie " Robótki po studencku". Chciałam, żeby efekt końcowy nie był trudny dla wypowiedzenia dla obcokrajowca. Chociaż nie mam zapędów międzynarodowych wydawało mi się to ważne. Tak więc postanowiłam, że skupię się na ułożeniu z sylab nazwy przyjemnej dla ucha. Właśnie tak powstała nazwa Romato. Sprawdziłam czy w sieci istnieje miejsce o podobnej nazwie. Na szczęście okazało się, że nic ciekawego nie wyświetla się pod tym hasłem.
Bardzo się przywiozłam do swojego pomysłu. Jak zauważyliście do tego stopnia, że zniknęły "Robótki po studencku" i zostało wyłącznie Romato.  W tej chwili nie zmieniłabym tej nazwy na żadną inną.  W przyszłości zamierzam wykupić domenę i wiem, że nie będę miała z tym problemu bo nie będzie to strata pieniędzy, a ja nie będę miała ochoty na zmiany.




piątek, 11 lipca 2014

Rycerz w błękitnej zbroi.


Wbrew pozorom nie chcę Wam dzisiaj wciskać kolejnej historii o książętach, rycerzach, smokach oraz biednych, zależnych i głupiutkich księżniczkach. Chcę Wam przedstawić coś z czego naprawdę jestem dumna. I chociaż nie skończyłam jej na czas skradła moje serce.




Marynarkę, którą możecie zobaczyć na powyższych zdjęciach, uszyłam sama. No dobra przyznam się, nie do końca. Zaczęłam ją na kursie szycia w Krakowie, skończyłam w Gorzowie z pomocą babci. Ale nikt inny nie siedział przy maszynie. Tylko ja! Ze spódnicą ołówkową z tego samego materiału miała tworzyć komplet na chrzciny mojego siostrzeńca. Ale po pierwsze nie wyrobiłam się , po drugie było stanowczo za gorąco.  Już teraz wiem, że zrezygnowanie z podszewki było dobry pomysłem ( chociaż możecie powiedzieć, że jestem tchórzem) i że muszą zajść w niej pewne zmiany. Tzn. że baskinka zostanie delikatnie zaokrąglona. Wykrój pochodzi oczywiście z Burdy. Niestety wszystkie moje magazyny jeszcze zalegają w pudłach więc nie mogę Wam teraz zdradzić z której, postaram się to uzupełnić.
A różnie nazywane padki na ramionach ( parasolki wtf?, naramienniki, ozdoby) nieustannie kojarzą mi się ze średniowieczem.






czwartek, 10 lipca 2014

Kursy szycia w technikach odzieżowych.



Chciałabym przekazać wszystkim mieszkańcom Gorzowa szczęśliwą nowinę. W gorzowskim technikum odzieżowym we wrześniu rozpoczynają się kursy zawodowe m.in. z szycia. Uchylę Wam dzisiaj rąbka tajemnic, jak to wszystko wygląda, czy warto, i co z tego będziecie mieli.
 Kurs w szkołach są najlepszym wyborem dla wszystkich, którzy nie mają zbyt dużego budżetu lub wolą wydawać pieniądze na nowe materiały. Bo zajęcia są sfinansowane najczęściej z Unii Europejskiej, Urzędu Pracy lub Gminy.  
W Gorzowie technikum wbrew powszechnej opinii radzić sobie coraz lepiej. I chociaż poziom przedmiotów podstawowych nie jest najwyższy to  przedmiotów zawodowych jest bardzo wysoki. Uczennice tej szkoły zdobyły drugie miejsce na Międzynarodowym Festiwalu Twórczości Szkolnej „Gef” The World Festival of Creativity in Schools w San Remo.  Ponad to dziewczęta indywidualnie wygrywają konkursy m.in. Fashion Week w Krakowie. 
Oferta kursu jest skierowana do osób dorosłych. Myślę, że to jej jedyny mankament. Wiele licealistek czy nawet gimnazjalistek chce się rozwijać. Zajęcia odbywają się w weekendy, w sobotę od 8.00 do 18.00 i w niedzielę od 9.00-16.00. co drugi tydzień.  Z tego co się orientuję, zdarzały się też zajęcia w piątki, ale to dla tych osób, które chcą zakończyć kurs egzaminem zawodowym. O nim opowiem w innym poście. 
Żeby zapisać się na kurs musicie do sekretariatu szkoły do 31.07 dostarczyć wniosek (który wcześniej musicie z niego pobrać) , dwa zdjęcia i zaświadczenie od lekarza, że nie ma żadnych przeciwwskazań do waszej nauki w tym konkretnym zawodzie.
Co będziecie z tego mieli? Jeśli zdacie egzamin- kolejny zawód. Jeśli nie to umiejętności, których nikt wam nie odbierze. Poza tym mnóstwo  nowych znajomości. I oszczędzicie na zakupie nowych ubrań. Czy warto?  Chyba nie muszę Was bardziej przekonywać. Wszystko co rozwija i pozwala spełniać swoje marzenia i poszerzać pasję jest warte każdej minuty wolnego czasu. 
Mam nadzieję, że spotkamy się na zajęciach we wrześniu.




środa, 9 lipca 2014

Jak spełniać marzenia czyli trochę prywaty.




Co o mnie wiecie? W gruncie rzeczy niewiele. Jeśli ktoś z Was zaglądnął do zakładki "O mnie" wie, że studiuję dziennikarstwo, mieszkam w Krakowie (prawie nieaktualne) i to,  że lubię się dzielić. Oczywiście nie wszystkim, faceta wolę nikomu nie oddawać. Ale dzisiaj opowiem Wam trochę więcej o sobie.
Spotkaliście w życiu przeszkodę, którą ciężko przeskoczyć? Ani jej obejść nie można, ani podkop nie będzie skuteczny? Ja spotkałam . I często sama produkuje je na potrzeby własnej historii. Ale jak to ma się do historii mojego szycia?
A no tak, że szyć chciałam od malucha, ale takiego malucha malucha. Moja babcia jest krawcową. Skończyła odzieżówkę. Więc wiele razy widziałam ją przy maszynie. I też chciałam z kilku kawałków materiału tworzyć konkretne rzeczy. I tu pojawia się pierwsza blokada. Nie powiem Wam, że nie miałam odwagi poprosić babci o naukę szycia bo owszem miałam i robiłam to dosyć często. Ale to był moment, który zawaliłam po całości. Nie umiałam zawalczyć. Babcia wiedziała swoje, nie chciała, nie miała czasu i chyba chęci. A może po prostu nie wierzyła we mnie? W sumie to  jej się nie dziwię, mój Boże ile ja miałam hobby? Gitara, taniec , śpiew, wiecie ile opowiadań napisałam za dzieciaka? Słomiany zapał, w który teraz już nie wierzę bo ja po prostu taka jestem. Uwielbiam robić mnóstwo rzeczy. Prowadzić bloga, szyć , pomagać w wydawaniu książki, pracować dla portalu i prowadzić gazetę. Owszem nie jestem najbardziej punktualna, ale jest jedną z lepszych,a nad tą pierwszą cechą pracuję.
Ale wracając do sedna. Szyć się nie nauczyłam od babci. Niestety, bo teraz byłabym wytrawną specjalistką i nie miałabym problemu z pracą.  Jak to się stało, że jednak wszystko ruszyło z kopyta? Na pierwszym roku studiów ch
ciałam wykorzystać możliwości Krakowa. Nudziłam się bo narzeczony został w rodzinnym mieście. StyleDigger na swoim fanpage'u wrzuciła informację o Slow Fashion Cafe. I tak się zaczęło, zapisałam się na pierwszy kurs. Miałam wrażenie, że totalnie się do tego nie nadaję, ale już mi przeszło. Nauczyłam się cierpliwości i to mi pomogło. A później poszłam za ciosem , szyłam , stworzyłam bloga i wybrałam kolejny kurs. Teraz zamierzam iść na roczny kurs zawodowy w gorzowskiej odzieżówce i zdać egzamin. Żeby w lipcu przyszłego roku po 3 latach studiów mieć dwa zawody- być dziennikarką i krawcową.

piątek, 4 lipca 2014

Jak zmienia się świat w czasie wakacji...


Świat zwalnia, żar lejący się z nieba wyhamowuje nawet najaktywniejsze osoby. A obowiązków jest jakby więcej. W końcu mamy czas wolny w wakacje więc wszyscy proszą Nas o przysługi i załatwienie ich spraw. Jeśli nie jesteście asertywni- jak ja- nie odpoczniecie w upalnym, letnim czasie. No i na pewno nie zrealizujecie swoich planów.

Moim planem na te wakacje jest przekształcenie bloga w prawdziwy, profesjonalny blog o szyciu. Ale tak jak piszę wszystko jest przeciwko mnie. Pewnie stwierdzicie, że to świetna wymówka, ale ani komputer nie chce działać jak trzeba, ani ilość obowiązków znacząco się nie zmniejszyła. Zaczęło się wszystko od przeprowadzki,  skracaniu spodni na niedzielę, wybieraniu nowego komputera ( wiem, że to sama przyjemność, ale ile czasu pochłania) kończąc na niewspółpracującym szablonie bloga.

W każdym razie nie jest tak źle jak mogłoby się wydawać. Od mamy ( w związku ze wspaniałą okazją w pewnej sieci) dostałam tableta. Szybko pojawiła się potrzeba etui. W związku z tym, że rzeczy kupować nie lubię, zwłaszcza jak mogę je zrobić sama musiałam szybko zastanowić się nad produkcją domową. I tak z surówki powstał zgrabny pokrowiec, który nie jest do końca funkcjonalny. Ale podstawową rolę ochraniacza pełni bez przeszkód.