wtorek, 15 lipca 2014

O samotności, która odmieniła moje życie.



Zaraz zabieram się za malinowe babeczki, ale zanim zacznę pieczenie chcę się z Wami podzielić czymś ważnym. Czasami macie wrażenie, że nikogo nie ma dookoła. I chociaż fizycznie otaczają Was ludzie, a nawet całe mnóstwo znajomych, czujecie pustkę. Bo nie dzielicie wspólnych zainteresowań, a wasze rozmowy skupiają się na pogodzie, nowościach w telewizji, egzaminach w sesji czy najświeższych wydarzeniach chociażby sportowych takich jak mundial.
 Właśnie z tego poczucia pustki powstał mój blog. W związku z tym, że studiuję dziennikarstwo, które niewiele ma wspólnego z szycie czasami czułam się zagubiona. Owszem plotkowałam z przyjaciółkami, dużo rozmawiałyśmy o filmach, literaturze czy o muzyce, którą wszystkie uwielbiamy. Jednak czasem oczekuje się, że ktoś zapała do waszej pasji pełnym entuzjazmem. Dla tego kogoś ścieg francuski nie będzie czarną magią  i ten ktoś będzie doskonale rozumiał Wasze problemy z podszewką. I choć mój narzeczony naprawdę słucha mnie z zaciekawieniem, fizycznie nie może mi doradzić w pewnych kwestiach. A widząc poszczególne etapy tworzenia ubrań efekt końcowy nie jest dla niego efektem wow.
Z tych wszystkich powodów zaczęłam blogować. Żeby dzielić się tym co robię i tym co wiem. Żeby pokazać, że owszem szycie to nie jest najprostsza rzecz na  świecie, ale da się przebrnąć przez trudne początki. Żeby inspirować Was to dalszych kroków, które ja tak ociężale stawiałam. Bo chciałam się wyżyć twórczo w szyciu i w pisaniu. I bo chciałam sobie coś udowodnić.
Tak jak Wam już pisałam zawsze uważano, że mam słomiany zapał. Przyzwyczaiłam się do tego i w tej chwili w pełni to akceptuje. Wcześniej tak nie było. Zakładając tego bloga chciałam udowodnić wszystkim dookoła, że potrafię , mogę i chcę. To była moja największa wewnętrzna motywacja. I na początku maja, w dniu pierwszych urodzin Romato, poczułam ukłucie w sercu. Ukłucie dzięki któremu zrozumiałam, że już niczego nie udowadniam, że to co robię, robię bo chce.
Odnalazłam jeszcze jeden wielki plus blogowania. Mój narzeczony pomaga mi w prowadzeniu bloga.  To nas bardzo zbliżyło, a ja upewniłam się, że mamy podobne poczucie estetyki :). To on stoi za wszystkimi graficznymi zmianami, tutaj w tym moim miejscu w sieci.  .Miejscu gdzie czuję się najlepiej na świecie bo jest moje, uszyte na miarę.




6 komentarzy:

  1. Trochę odnajduję siebie w Twoich powodach :) Ciekawe jest to, tak jak zauważyłaś, że blogi, chociaż wirtualne, zbliżaja ludzi i dodaja smaku (chociażby malinowego) życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo cieszy mnie to, że na odległość można zbudować relacje.

      Usuń
  2. Piszę, bo lubię. Piszę, bo chcę. Też tak mam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to życie potrafi zaskakiwać.

    OdpowiedzUsuń